Przegląd Urologiczny 2011/5 (69) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2011/5 (69) > Nagrodzeni na 41. Kongresie Naukowym PTU w Gdańsku

Nagrodzeni na 41. Kongresie Naukowym PTU w Gdańsku

Nagroda im. Prof. Tadeusza Krzeskiegi za najlepszą pracę doktorską obronioną w 2010 roku (ex aequo ze Stanisławem Szemplińskim), pt. „Znaczenie kliniczne słabego strumienia moczu w diagnostyce urodynamicznej kobiet”

- Jak Pan Doktor przyjął wiadomość o nagrodzie?

- Z wielką radością. I wielką satysfakcją, ponieważ poświęciłem tej pracy wiele czasu, starając się, aby była oryginalna i wnosiła coś nowego. Ma również znaczenie symboliczne, ponieważ pracuję w klinice, którą kierował profesor Tadeusz Krzeski. Profesora wprawdzie nie poznałem, ale urologii uczyli mnie (i nadal uczą) koledzy, którzy przejęli tę wiedzę od profesora.

- Dlaczego wybrał Pan urologię?

- Na pierwszym roku studiów wiele dyskutowaliśmy nad wyborem swoich specjalności podczas zajęć z anatomii z naszym asystentem i początkującym wówczas neurochirurgiem, dr. Radosławem Michalikiem. Wtedy usłyszałem, że urolodzy to bardzo zamknięta, elitarna grupa lekarzy. Na przekór tej opinii na początku nowego roku akademickiego zajrzałem do sekretariatu kliniki, a stamtąd „wpadłem w objęcia” dr. Janusza Judyckiego, który opiekował się wówczas Studenckim Kołem Naukowym. Jeszcze w tym samym roku 1997/1998 napisaliśmy wraz z kolegami pierwszą pracę naukową prezentowaną m.in. na Kongresie PTU w Mikołajkach. Tak zostało. Studia ukończyłem w roku 2001, mając już pewien dorobek naukowy.

- A teraz Pan jest opiekunem SKN w klinice?

- Tak. Chcę, żeby klinika była zawsze otwarta na młode osoby i proponowała chętnym oraz pracowitym ścieżkę rozwoju naukowego prowadzącą do... Nagrody im. Prof. Tadeusza Krzeskiego. Koło liczy obecnie ośmiu członków, są nimi studentki i studenci V oraz VI roku medycyny.


Fotografia 1
 

Dr n. med. Bartosz Dybowski, FEBU
Lekarski Akademii Medycznej w Warszawie. Staż podyplomowy odbywał w Szpitalu Praskim.
W latach 2004-2006 odbywał staże specjalizacyjne z zakresu chirurgii ogólnej, naczyniowej, laparoskopowej i transplantacyjnej w Katedrze i Klinice Chirurgii Ogólnej, Naczyniowej i Transplantacyjnej AM w Warszawie, kierowanej przez prof. Jacka Szmidta.
Obecnie pracuje w Katedrze i Klinice Urologii Ogólnej i Czynnościowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, kierowanej przez prof. Andrzeja Borkowskiego.

- Czy studenci mają już jakiś kontakt z chorymi?

- Istotą Studenckiego Koła jest działalność naukowa. Zawsze w październiku planujemy prace naukowe, które będą realizowane w ciągu roku. Prace te są potem publikowane w czasopismach medycznych lub wygłaszane na konferencjach studenckich lub nawet na Kongresie PTU. Na przykład dr Łukasz Zapała opublikował w „Urologii Polskiej” swoją pierwszą pracę będąc jeszcze studentem. Celem tej aktywności jest pokazanie, na czym polega badanie naukowe, czemu służy, jak ocenić jego wartość i jak wyniki badań przekładają się na naszą codzienną, lekarską pracę. Żyjemy przecież w epoce Evidence- Based Medicine.

- Co najbardziej Pana pociąga w urologii?

- Hm... chyba nie trzeba o tym mówić. To wie każdy z nas.

- Kierował Pan Doktor Sekcją Adeptów Urologii PTU, teraz opiekuje się SKN. Jest Pan typem przywódcy?

- Nie wydaje mi się. Zdarza mi się tylko zgodzić na udział w różnego typu wyborach :-)


Fotografia 2
 

- A po pracy?

- Po pracy nie mam wiele czasu, jeśli pyta pan o hobby. Dlatego zainteresowania i zajęcia moich dzieci, Ignasia i Marysi, są teraz moimi. Chodzimy na warszawski Torwar, gdzie dzieci ćwiczą jazdę figurową na lodzie i elementy gry w hokeja. One ćwiczą pod opieką trenera, ja je naśladuję. W czasach studenckich, w czasie wakacji zwiedziliśmy wraz z żoną świat kawałek po kawałku. Odwiedziłem Indie, Nepal, Peru, Boliwię, Tajlandię i Kambodżę. Przygotowanie do każdej z tych wypraw oraz długa, nawet 2-miesięczna podróż to na pewno hobby. Bardzo żałuję, że obecnie nie mam na nie czasu.

- Prowadził może Pan dziennik albo pisał pamiętnik?

- Nieregularnie notowałem suche informacje, co, gdzie i kiedy zwiedziliśmy, jakie napotkaliśmy przeszkody, a jaki hotel lub środek transportu jest godny polecenia. Żeby móc napawać się urodą Andów czy Himalajów na wysokości 4000 m n.p.m., zwiedzać odnalezione w dżungli świątynie w Kambodży czy poznawać tajniki Kamasutry w świątyniach Kajuracho (Indie), najpierw trzeba nauczyć się, jak wybrać autobus, żeby nie runął w przepaść, nocleg bez robactwa i jedzenie, po którym nie trzeba robić kilkudniowej przerwy na rekonwalescencję. Jeśli ktoś wybiera się w tamte strony, to chętnie podzielę się tą wiedzą.



Rozmawiał Augustyn Szczawiński