Przegląd Urologiczny 2009/6 (58) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2009/6 (58) > Starość braciszka Mendla

Starość braciszka Mendla

"Gdyby starość mogła, a młodość wiedziała..."

Aforyzm Seneki, stanowiący motto poniższych rozważań, bodaj najlepiej oddaje istotę przemijania czasu człowieka. Z wiekiem kumulują się nasze doświadczenie życiowe, przeżyte zwycięstwa i porażki pozwalają spojrzeć na rzeczywistość z pewnego dystansu. Starzy ludzie, pozbawieni już wielu emocji, zwłaszcza o podłożu seksualnym, potrafią kierować się bardziej rozumem czy też doświadczeniem, które podpowiada, co kryje się na końcu tej drogi. Lecz zastanówmy się, czy dzisiaj rola starszych osób jest podobna do tej sprzed 100-200 lat, czy potrzebne są nam niczym plemionom indiańskim rady starszych.

Rycina 1
 

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zdefiniować starość. Wbrew pozorom nie jest to łatwe, gdyż definicja ulegała zmianom na przestrzeni dziejów. Gatunek Homo sapiens wyłonił się w wyniku ewolucji na przestrzeni kilkuset tysięcy lat. Stosunkowo duża rozbieżność czasowa wynika z dyskusji nad interpretacją znalezisk kopalnych oraz uznaniem niektórych zachowań za ludzkie. Najczęściej za takowe przyjmuje się świadome wytwarzanie narzędzi pracy, wspólne polowania oraz pochówek zwłok, co można wiązać z narodzinami religii. Życie owych pierwotnych istot ludzkich podlegało takim samym prawom natury jak innych gatunków zwierząt. Średni czas życia pierwszych ludzi był niezwykle krótki, szacuje się go na podstawie zapisu kopalnego na około 20 lat. Śmierć siały choroby, a także obrażenia doznane na polowaniach i w innych wypadkach. Tak więc "starcy" w dzisiejszym pojęciu praktycznie nie istnieli, a doświadczenie osiemnastolatka obejmować mogło całą ówczesną wiedzę. W czasach pierwszych cywilizacji w Grecji, Rzymie czy Mezopotamii rozwój higieny i medycyny pozwolił na pewne przedłużenie średniego czasu przeżycia, lecz nadal ludzie po pięćdziesiątym roku życia byli rzadkością. Tu jednak pojawia się następny aspekt naszych rozważań, a mianowicie wykształcenie. Ono bowiem, oprócz wieku, decydowało o szacunku i estymie, jaką otaczano ludzi starych. W każdej z wymienionych cywilizacji spotykamy instytucje przeznaczone dla starszyzny dla dobra ogółu. To oni często decydowali o wojnie i pokoju, o kształcie polityki państwa i innych nie mniej istotnych sprawach. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez następne tysiąclecia. W wiekach średnich nastąpił ponowny spadek średniej długości życia, a 20-letni król nikogo nie dziwił. Ludzie czterdziesto- i pięćdziesięcioletni stanowili niewielki procent.

Rozwój nowoczesnej medycyny, datowany mniej więcej od okresu Oświecenia, pozwolił na pokonanie wielu chorób, dotychczas śmiertelnych. Szczepienia ochronne, znieczulenie ogólne, aseptyka, odkrycie bakterii, wprowadzenie zasad higieny do codziennego życia to tylko niektóre czynniki, które zmieniły oblicze świata i gatunku ludzkiego. Te wielkie wydarzenia spowodowały wydłużenie się średniego czasu przeżycia człowieka do około 70 lat. Człowiek całkowicie opanował Ziemię i wszelkie jej żywioły. Bez naturalnych wrogów stał się największym drapieżnikiem, niemającym sobie równych w okrucieństwie, również w stosunku do braci z tego samego gatunku. Zagrożony tylko przez współbraci dożywa swoich dni we względnym dobrobycie i spokoju.

Teoretyczne rozważania co do długości życia człowieka oceniają je na około 115 lat. Tajemnica starzenia się nie została do końca wyjaśniona. Najprawdopodobniej tkwi ona w zaprogramowanej liczbie podziałów komórkowych. Pod koniec lat 90. XX wieku odkryto telomery, będące końcowymi fragmentami chromosomów. Każdy kolejny podział komórki skraca telomery. Tych podziałów prawdopodobnie może być najwyżej pięćdziesiąt. Następnie komórki, a wraz z nimi organizm obumiera. Wraz z telomerami odkryto enzym telomerazę, który "odbudowuje" zużyte telomery, zapewniając komórce, przynajmniej w hodowli in vitro, nieśmiertelność. Lecz in vivo sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana i faustowskie nadzieje związane z telomerami póki co rozwiewają się. Sprawa starzenia się organizmu jest bardzo skomplikowana. Działają tu zarówno czynniki genetyczne, jak i środowiskowe. Te ostatnie wydają się mieć bardzo duże znaczenie. Niehigieniczne zachowania, takie jak alkoholizm, nikotynizm, przyjmowanie trujących substancji w pokarmach, promieniowanie jonizujące to tylko niektóre z listy zagrożeń. Kumulujące się z biegiem czasu szkodliwe oddziaływania na komórki człowieka owych substancji powodują uszkodzenie materiału genetycznego, jak również bezpośrednie uszkodzenie ich cytoplazmy. Suma tych mikrouszkodzeń powoduje katastrofalne, nieodwracalne skutki. Śmierć to zakończenie procesu samodestrukcji. Głębokość uszkodzenia, a nade wszystko ich lokalizacja determinuje jakość życia u jego kresu. Do tego tematu jeszcze wrócimy.

Współczesna medycyna określa jako człowieka starego osobnika, który ukończył 65 lat. Ta cezura czasowa jest oczywiście umowna i prawdopodobnie z biegiem czasu ulegnie przesunięciu, lecz trzeba ustalić jakąś wartość, choćby w celach porozumiewania się w temacie. Truizmem jest stwierdzenie, że każdy starzeje się indywidualnie. Ilość czynników wpływających na ten proces jest tak wielka, że nie sposób go przewidzieć. Może on również zostać zmieniony przez jakąś sytuację nagłą, np. uraz w wypadku komunikacyjnym.

Ogólnie można stwierdzić, że w procesie starzenia się człowieka dochodzi do jakby dwóch przeciwstawnych procesów. Przede wszystkim ciało ulega powolnej destrukcji, zaś doświadczenie życiowe i umiejętność rozwiązywania pewnych problemów znacznie się zwiększają. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy jest tak zawsze. W czasach historycznych, jak wspomnieliśmy, wiek i mądrość były niemal tożsame. Czy tak jest również dzisiaj? Na pewno nie. Wiedza 85-letniego rolnika z okolic Suwałk jest niczym wobec wiedzy 25-letniego absolwenta uniwersytetu. Tak więc wiedza i wiek wzięły wyraźnie rozwód. Pozostaje do rozpatrzenia tak zwana mądrość życiowa, choć pojęcie to wymyka się jednoznacznej definicji. Mądrość życiowa wspomnianego rolnika może ograniczać się do całkowicie już nieprzydatnych pojęć i przesądów, np. o przewadze psiego smalcu nad antybiotykami w leczeniu zapalenia płuc. Z drugiej zaś strony może być on skarbnicą wiedzy historycznej czy socjologicznej. Młody człowiek w ciągu kilku godzin pracy z internetem dowie się więcej niż jego dziadek w ciągu całego życia. W rzadkich przypadkach zaawansowany wiek, wiedza i mądrość życiowa będąca sumą wielu doświadczeń występują u jednego człowieka. Nie stanowi to już jednak takiej wartości jak kiedyś i jest to prawda naszych czasów. Pamięć zbiorowa przeszła z mózgów ludzkich na dyski magnetyczne i inne nośniki informacji. Tego cofnąć się nie da.

Można więc stwierdzić, że rola starców jako doradców, arbitrów czy mentorów skończyła się. Kim więc są dzisiejsi staruszkowie? Przede wszystkim jest ich więcej niż 100 lat temu (w stosunku do ogółu społeczeństwa), a ich liczba nadal rośnie. Postępy medycyny, mimo iż nie ziściły snów średniowiecznych alchemików o wiecznej młodości, zapewniają zdrowsze i dłuższe życie. Operuje się 90- i 100-letnie osoby. Nie zawsze wynik tych zabiegów jest zgodny z oczekiwaniami, ale życie - uważane przez większość ludzi za największą wartość - przedłużane jest znacznie. Pozostaje jednak kwestia jego jakości. Starość sama przez się narzuca ograniczenia dla ciała. Wspomniane procesy destrukcji mogą dotyczyć narządów o różnej ważności dla życia człowieka. Jeżeli pojawi się np. niedokrwienie kończyny, które zmusi chirurga do amputacji, to można zastosować protezy czy kule służące do w miarę normalnego poruszania się. Co jednak, gdy destrukcja dotyczy mózgu? Człowiek staje się bezwolny, zdany na łaskę innych, często obcych ludzi. Zanieczyszcza się, cierpi z powodu odleżyn itp. Przy często zachowanej świadomości i jasnej ocenie tragizmu sytuacji nie jest w stanie nawet poruszyć powieką. Ból fizyczny jest łatwy do zniesienia dla współczesnej farmakologii i nie stanowi problemu, ból psychiczny jest bardziej dotkliwy. Dochodzimy powoli do najbardziej dramatycznego momentu życia, jakim jest śmierć. W tradycyjnym modelu rodziny dziadkowie mieszkali z dziećmi i wnukami, teoretycznie ciesząc się ich szacunkiem i miłością. Praktyka wyglądała różnie.

W modelu nowoczesnym, co nie znaczy dobrym, dzieci jak najprędzej opuszczają dom rodzinny, by żyć na własny rachunek. Rodzice dopóki mogą radzą sobie sami, a gdy nadchodzi okres niedołęstwa czy choroby, przenoszą się do domu opieki nad osobami w ich wieku. Nie oznacza to braku miłości do rodziców, lecz odzwierciedla pewne zmiany społeczne. Taki stan rzeczy jest normą w USA i wielu krajach Europy Zachodniej. Niewątpliwie za kilkanaście lat będzie tak również w naszym kraju. Współczesne warunki społeczne wręcz uniemożliwiają prawidłową opiekę nad starszą osobą sprawowaną przez rodzinę. Instytucje do tego powołane wydają się w pewnych sytuacjach wybawieniem. Oczywiście aspekt moralny, zwłaszcza w Polsce, będzie jeszcze długo dyskutowany, lecz wydaje się, że nie ma drogi odwrotu.

Los ludzi starych, chorych i niedołężnych zawsze był papierkiem lakmusowym dobrobytu całego społeczeństwa. W naszym kraju jeszcze długo ta właśnie grupa społeczna będzie najlepszym obszarem do oszczędzania zarówno dla poszczególnych rodzin, jak i dla gospodarki narodowej. Według obiegowej opinii stary człowiek nie potrzebuje wiele dla siebie. Utwierdza w tym przekonaniu los wielu staruszków dzielących swój wdowi grosz z rodziną. A przecież tak nie powinno być. W krajach bogatych to właśnie starsi ludzie są klientami biur podróży, sklepów, salonów piękności i tym podobnych instytucji. Po latach ciężkiej pracy zbierają jej owoce.

Próba zachowania młodości jest nieobca każdemu. Objawy starzenia się organizmu budzą lęk i powodują smutek. Jest już wiele sposobów walki z nimi. Aerobik, masaże, kremy przeciwzmarszczkowe, operacje plastyczne to niewyczerpane źródło zarabiania na naiwnych. Walka ze starością przybiera nieraz karykaturalne formy. Gwiazdy filmowe po kilkunastu operacjach plastycznych nadal udają młode dziewczyny, budząc jedynie niesmak i politowanie. Lecz to i tak nic w porównaniu z działaniami w przeszłości, gdzie nie wahano poświęcić życia innego człowieka dla zapewnienia sobie "wiecznej młodości". Jest tu tylko jedna rada zawarta w słynnej "Dezyderacie": "Przyjmuj spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości".

Człowiek współczesny patrzy na świat poprzez pryzmat kultury, religii, nakazów i zakazów. Tymczasem świat ma podłoże biologiczne, o czym zdajemy się zapominać. Rola jednostki jest dość jasno zdefiniowana przez zawartość jej puligenowej. Cel jest właściwie jeden: przekazać życie, a właściwie swoje geny następnemu pokoleniu. Cały świat wokół nas realizuje to zadanie, a i my podlegamy, czasem nieświadomi, nakazom natury. Rolą rodziców jest spłodzenie i wychowanie potomstwa aż do momentu uzyskania przez nie samodzielności i możliwości posiadania swoich dzieci. Tu rola rodziców się kończy. Geny zostają przekazane dalej, a wraz z nimi cząstka nas samych. Oczywiście w świecie zwierząt czy roślin wszystko wygląda prosto. Natury nie interesuje los starych zwierząt (jak również ludzi!). Tu nie ma moralności, litości czy grzechu zaniedbania. Natura jest indyferentna. Po prostu jest.

Czy nam się to podoba czy nie (a wielu się nie podoba), jesteśmy częścią tejże natury. I nam nieobce są egoistyczne postawy wobec siebie i bliźnich. Na naszych oczach starzeją się rodzice, dziadkowie i znajomi. Lecz bardziej przejmujemy się chorobą dziecka niż dziadka. To, że dziadkowie chorują i umierają jest jakby normalne. Taki bowiem jest program genetyczny naszego organizmu. Śmierć jest wpisana w życie, podobnie jak choroba czy stres. Może ją przyspieszyć jakiś uraz, katastrofa czy niespodziewana choroba. Większość ludzi umiera "zgodnie z planem". Nieśmiertelność jest, i na pewno będzie, niemożliwa co najmniej w dwu aspektach. Przede wszystkim, jak wspomniano, istnieją ograniczenia natury biologicznej, które nie wchodząc w szczegóły omówione częściowo powyżej w końcu powodują śmierć. Istnieje jednak i inny rodzaj śmierci - śmierć społeczna. Życie trwa tu i teraz. Ludzie, którzy tracą swoich bliskich i swoich przyjaciół, tracą swój świat, a ten wokół staje się niezrozumiały i okrutny. Być może tu bardziej niż w biologii tkwi zagadka śmierci i nieśmiertelności.

Rycina 2
 

Pozostaje jednak do przekroczenia granica życia. O ile samo zjawisko śmierci jest sprawiedliwe, gdyż dotyczy wszystkich, tak rodzaj i czas śmierci napawa przerażeniem. Niewiele istot ludzkich umiera, jak to się popularnie określa "ze starości". Dla większości przejście na "tamtą stronę" jest mniej komfortowe. Przysłowie ludowe powiada, że starość nie udała się Panu Bogu. Trudno zaprzeczyć tej tezie. Wzmiankowane wyżej zmiany organizmu postępujące z wiekiem powodują ograniczenie wielu funkcji i wyraźne obniżenie jakości życia. Filozofowie, etycy, lekarze, socjologowie i inni znawcy problemu nie potrafią dać jednoznacznej odpowiedzina pytanie o sens i godność starości i końca życia. Stanowisko Kościoła katolickiego jest jednoznaczne: tylko Bóg może decydować o czasie i rodzaju śmierci. Poglądy innych religii wykazują w tej kwestii niespotykaną w innych sprawach zgodność. A przecież u podstawy tego problemu leży główne prawo ewolucji głoszące, że osobnik po wypełnieniu swej misji przekazania życia następnemu pokoleniu jest już niepotrzebny. Co więcej, jego utrzymywanie jest ewolucyjnie nieopłacalne. Ta okrutna z punktu widzenia moralności ludzkiej prawda jest podstawą zrozumienia procesów starzenia się i śmierci. Podkreślmy jeszcze raz: moralność nie ma nic wspólnego z biologią. Zupełnie nic. Czy jednak, obserwując zachowania niektórych ludzi w stosunku do swoich rodziców i dziadków, nie rodzą się wątpliwości co do ponoć najwyższego stopnia rozwoju człowieka?

Jakość życia ludzi starych zmienia się. Zazwyczaj znacznie się pogarsza. Starzy ludzie niekiedy czują się ciężarem dla innych, co bywa nawet powodem samobójstw. Wielu z nich niestety nie zdaje sobie sprawy z otaczającej rzeczywistości, cierpiąc na różnego rodzaju zespoły otępienne. Jakość opieki nad nimi zależy niestety zazwyczaj od posiadanych zasobów finansowych. W Polsce pojęcia typu "stary portfel" w pełni oddają sytuację. Los starych ludzi w naszej ojczyźnie jest nie do pozazdroszczenia. Rodzina czekająca na wypłatę z PZU po śmierci dziadka czy wnuki na zajęcie pokoju po zmarłej babci to norma. Piętno genów bywa głębokie...

Jacy więc są staruszkowie? Czy przypominają babcię w bujanym fotelu, robiącą na drutach i otoczoną wnukami, czy raczej kloszarda grzebiącego w śmietnikach? Prawda leży pośrodku i zależy od zamożności społeczeństwa, ale również od jego zasad moralnych. Problem ten, jak wspomnieliśmy, będzie się nasilał, a w końcu dosięgnie każdego z nas. Fundusze emerytalne w swych reklamach pokazują dostatnią starość w pełni zdrowia i energii. Jednak nie wszystko zależy od pieniędzy, bo godne życie można wieść nawet na średnim poziomie. A i tak los, jaki wyciągnęliśmy na loterii genowej zwanej życiem, może zadecydować zupełnie inaczej niż pragniemy i uczynić naszą starość piekłem.

Nie wiedział o tym brat Mendel, gdy podlewał w przyklasztornym ogródku kolorowe kwiaty, które po wydaniu nasion kwiatów w nieco innych, lecz przewidywalnych kolorach więdły i umierały, by trwać w przyszłych pokoleniach łąk na Morawach.

A na koniec tego nieco przydługawego może tekstu jeszcze cytat z Ewangelii Janowej: "Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz" (J 21, 18).

dr n. med. Wojciech Szczęsny