| ||||||||
Urologia i JGP - ciąg dalszyMijający rok przyniósł urologom nowe doświadczenia związane z wprowadzeniem odmiennego od poprzedniego sposobu organizowania czasu pracy lekarzy oraz wprowadzeniem skomplikowanego systemu refundowania świadczeń medycznych ujętego w system JGP. Zdaje się, że wprowadzenie nowych zasad dotyczących kalkulowania czasu pracy przyjęliśmy względnie spokojnie i teraz nie budzi on emocji. Jednak JGP okazuje się systemem prowadzącym do zubożenia urologii i bardzo trudnym w płaszczyźnie operacyjnej. Osobiście sprzeciwiam się składaniu na barki lekarzy całego trudu operowania systemem. Uważam, że naszą rolą powinno być jedynie skrupulatne raportowanie w ra-mach prowadzonej przez nas dokumentacji lekarskiej wszystkich elementów medycznych (rozpoznania, wykonane świadczenia i procedury), będących podstawą obliczania refundacji. Operowa-nie "gruperami" i "optymalizatorami" oraz wszystkimi innymi narzędziami systemu musi być zadaniem administracji placówek ochrony zdrowia. Myślę, że to założenie jest oczywiste i nie wymaga szczegółowego uzasadniania. Moje dotychczasowe doświadczenie płynące z kontaktów z NFZ jest jednak źródłem obaw, że wszelkie wysiłki zmierzające do urzeczywistnienia wspomnianego założenia w nieodległym czasie skazane są na niepowodzenie. Oczywiście wiem, dlaczego obowiązek operowania systemem przy-pisano lekarzom. Jest to prostym następstwem niesłychanego pośpiechu, z którym NFZ wprowadził JGP w życie, pomijając konieczność nauczenia JGP i wyszkolenia w jego zakresie odpowiednio licznej grupy pracowników administracji (zachęcam do lektury raportu pt. "Pilotaż okazał się fikcją",wydrukowanegowe wrześniowym numerze "Rynku Zdrowia": www.rynekzdrowia. pl). W tej sytuacji najłatwiej jest powierzyć obowiązki administracyjne lekarzom. Wynika z tego wniosek, że "płatnikowi" zupełnie nie zależy na pełnym wykorzystaniu wiedzy, umiejętności i czasu pracy lekarzy dla realizowania zadań medycznych oraz że NFZ uznaje, iż koszt pracy lekarzy uzasadnia obarczenie ich zwiększonym ładunkiem obowiązków administracyjnych. To przecież zupełny absurd. Swego czasu, jeszcze przed "erą" JGP, chcąc zapoznać się głębiej z tym systemem, zwróciłem się z prośbą o opinię na jego temat do kilku kolegów urologów pracujących w Wielkiej Brytanii (tam od wielu lat stosowany jest system zwany HRG - Health Related Groups - będący pierwowzorem JGP). Wszyscy odpisali mi, że nie wiedzą o co ich pytam, bowiem warstwą operacyjną systemu zajmują się tam wyłącznie pracownicy administracji. Wielokrotnie na łamach "Przeglądu Urologicznego" wyrażałem opinie na temat JGP i informowałem o działaniach zmierzających do wprowadzenia przez NFZ niezbędnych zmian do systemu, zwłaszcza w zakresie poprawy wycen procedur i świadczeń urologicznych. Niestety, wysiłki grupy urologów, oddanych sprawie urologii w JGP, przyniosły mizerne efekty. W toku dyskusji z przed-stawicielami NFZ, podczas których przedstawialiśmy argumenty merytoryczne świadczące o niedoszacowaniu szeregu procedur urologicznych, przekonałem się, że NFZ nie przyjmuje większości z nich i jest zdeterminowany utrzymać status quo - zmiany, które udało się nam uzyskać, mają wymiar znikomy i charakter czysto "kosmetyczny". NFZ uparcie przywołuje argument, że wycena poszczególnych grup świadczeń i procedur oparta jest na tzw. średnich ważonych (o istocie tego sposobu wyceny pisałem wcześniej). Podczas spotkania grupy urologów z reprezentantami NFZ udało się nam uzyskać między innymi korzystną zmianę wyceny URSL (zabieg ten był wcześniej wyceniony nieuzasadnienie nisko). Zmiany doko-nano przenosząc URSL z grupy wycenionej nisko do grupy wycenionej lepiej. Urzędnicy NFZ podjęli tę decyzję arbitralnie, nie zważając na jakoby wcześniej starannie wyliczone "średnie ważone" obydwu grup. Ta okoliczność pogłębiła mój brak wiary w prawdziwość "średnich ważonych". Brak porozumienia na linii NFZ - urolodzy, a także brak odpowiedzi Prezesa i Wiceprezesa NFZ na wysłane przeze mnie do Nich listy zawierające konkretne uwagi krytyczne i postulaty, skłoniły mnie do złożenia interpelacji do Pani Minister Zdrowia (patrz list wydrukowany w 3 numerze PU 2008 r.). Po upływie dłuższego czasu dostałem odpowiedź na mój list podpisaną przez Panią Sylwię Lis, Dyrektor Departamentu Ubezpieczenia Zdrowotnego MZ. Ku memu zaskoczeniu, wyjaśnienia udzielone mi przez Panią Dyrektor opracowane zostały na podstawie informacji, które Pani Dyrektor uzyskała z NFZ po przedstawieniu Funduszowi mego listu. W tej sytuacji "wyjaśnienia" oparte były na stanowisku NFZ i niczego nie "wyjaśniły". W ten sposób koło się zamknęło. Teraz już wiem, że kierowanie do MZ jakichkolwiek interpelacji i próśb o zajęcie stanowiska w konkretnych sprawach dotyczących NFZ nie ma najmniejszego sensu. Tracę zatem resztki wiary w możliwość dyskutowania z naczelną administracją ochrony zdrowia na tematy dotyczące funkcjonowania urologii w JGP. |