Przegląd Urologiczny 2006/3 (37) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2006/3 (37) > Czego z bliska nie widać

Czego z bliska nie widać

Z prof. dr. hab. Zbigniewem Kwiasem, kierownikiem Kliniki Urologii w Poznaniu, rozmawia Augustyn Szczawiński

Paradoksalnie 26. Kongres PTU był jednocześnie pierwszym kongresem naukowym PTU. "Pierwszości" na tym zjeździe było sporo. Po raz pierwszy uczestnicy otrzymali certyfikaty, impreza przyniosła pokaźny dochód, liczba uczestników przekroczyła tysiąc, goście po raz pierwszy rejestrowani byli elektronicznie, pierwszy raz gala PTU była tak huczna i z udziałem wielu gwiazd muzyki rozrywkowej.

Fotografia 1
 

Panie Profesorze, w 1996 roku zorganizował Pan w Poznaniu 26. Kongres PTU. Jak Pan Profesor wspomina tamte czasy?

To był pierwszy naukowy zjazd Polskiego Towarzystwa Urologicznego, który otrzymał nazwę Kongresu Naukowego PTU. Poprzednie zjazdy naukowe Towarzystwa nazywały się Zjazdami Naukowymi. W mojej pamięci utrwaliło się wspomnienie gigantycznej pracy, trudnej, ale zakończonej pełnym sukcesem.

Do XXVI Kongresu przygotowywaliśmy się ponad dwa lata. Powstał komitet organizacyjny, do którego zaprosiłem kolegów z kliniki i wszystkich członków Oddziału Wielkopolskiego PTU. W głównym sztabie organizacyjnym spotykaliśmy się regularnie co kilka miesięcy, a w miarę zbliżania się kongresu, coraz częściej. Nikt nie zawiódł: wszyscy byli wszędzie tam, gdzie było potrzeba.

Organizacja zjazdów spoczywała na przewodniczącym komitetu naukowego, przy wsparciu prezesa Towarzystwa, którym wówczas był prof. Andrzej Borkowski. On ustalał program wystąpień. My, jako gospodarze, musieliśmy wykonać wszystkie pozostałe zadania organizacyjne, a zatem - zakwaterować ponad tysiąc osób, nakarmić ich, przygotować imprezy towarzyszące. Trzeba było znaleźć sponsorów, wynająć obiekty, ogłosić przetargi na wynajem i usługi, przygotować zaproszenia, druki informacyjne, książkę streszczeń itd. Ogromna praca, ogromne zmęczenie. Toteż w chwilę po zamknięciu kongresu mieliśmy tę samą myśl: "Nigdy więcej!". A po kilku dniach odpoczynku powiedzieliśmy sobie, że moglibyśmy w następnym roku zorganizować kolejny kongres, bo już wiemy, jak się do tej pracy zabrać, jak omijać pułapki organizacyjne.

Na czym polega rola gospodarza zjazdu w sytuacji, gdy ciężar pracy organizacyjnej przejęło Biuro Kongresowe PTU?

Gdyby nie było Biura Kongresowego, dziś pierwszym krokiem organizatora byłoby wynajęcie wyspecjalizowanej firmy. Powstanie Biura Kongresowego było więc nakazem chwili. Jeżeli ktoś co roku organizuje taką imprezę, działa według wypracowanych procedur, staje się mistrzem w swojej specjalności. Oczywiście nie bez znaczenia jest pomoc lokalnego organizatora, ponieważ on zna tajniki danego miejsca. Nieraz osoba z zewnątrz i ta miejscowa patrzą różnymi oczami na pewne zjawiska i mogą wspólnie stworzyć ciekawą koncepcję. Biuro Kongresowe gwarantuje rentowność. Ja potrafiłem uzyskać fundusze potrzebne do zorganizowania kongresu, który po raz pierwszy przyniósł znaczny dochód. Biuro Kongresowe umożliwia Zarządowi Głównemu sprawowanie kontroli nie tylko naukowej, ale także organizatorskiej i finansowej. Obecnie najważniejsza jest przejrzystość finansowa. Wiele spraw załatwiało się na podstawie ustnych ustaleń, nie myśleliśmy o pisemnych umowach, podatkach i formalnościach. Dzisiaj zorganizowanie zjazdu bez Biura Kongresowego nie jest możliwe. Gospodarz kongresu powinien aktywnie pomagać Biuru Kongresowemu w usytuowaniu zjazdu, wskazywać najbardziej atrakcyjne miejsca do przeprowadzenia obrad, imprez towarzyszących czy uroczystości otwarcia. To jest bardzo ważna rola, ułatwiająca pracę organizacyjną. Przy okazji warto przypomnieć, że Biuro Kongresowe jest, jak na razie, instytucją jednoosobową; stroną organizacyjną zajmuje się pani Iwona Sribniak. Kongresy są promocją ośrodka: naukową i organizacyjną, a także jakby placem apelowym, na którym następuje przegląd dorobku naukowego, który się w Polsce dokonał w ciągu roku. Dziesięć lat temu zrezygnowaliśmy z narzucania tematu. Kiedyś tematyka była ściśle określona: rak pęcherza, rak prostaty, itd. Obecnie uczestnicy prezentują swoje najciekawsze osiągnięcia. Kongres jest więc przeglądem naukowym, organizacyjnym i towarzyskim, przedsięwzięciem integrującym środowisko urologiczne. Twórczy udział gospodarza kongresu w tych obszarach jest niezbędny.

Jakie czynniki decydują, że kongres jest mniej lub bardziej udany?

O powodzeniu kongresu decyduje dobra atmosfera, którą należy stworzyć od pierwszych godzin. Jednym z ważniejszych elementów jest ceremonia otwarcia. Sądzę, a utwierdzają mnie w tym głosy kolegów, że przed dziesięciu laty udało się nam stworzyć dobrą, ciepłą atmosferę. Inauguracja kongresu odbyła się w odnowionej, efektownej Auli Uniwersytetu w Poznaniu. Na dobrą atmosferę miały wpływ trzy wydarzenia: rewelacyjny wykład prof. Smitha, fragmenty wzruszającego filmu o prof. Ludwiku Mazurku oraz przepiękny występ chóru chłopięcego "Polskie Słowiki". Także imprezy towarzyszące, jak gala PTU, przyjęcie w Muzeum Narodowym oraz na Wzgórzu Przemysława, tworzyły niepowtarzalny klimat. Kongres powinien mieć jednak nie tylko dobrą aurę, ale także musi być spójny, mieć swoje tempo i rytm. Nie bez znaczenia są również integracyjne spotkania towarzyskie. W 1996 roku zorganizowaliśmy wieczór PTU na dziedzińcu zamku - w konwencji biesiady, z udziałem Ryszarda Rynkowskiego, Piotra Gąsowskiego, Hanny śleszyńskiej, Majki Jeżowskiej, zespołu "Rampa". Orkiestrę prowadził Zbigniew Górny, a konferansjerem był Krzysztof Tyniec. Wybrałem konwencję biesiady, ponieważ muzyka biesiadna wciąga wszystkich do zabawy i śpiewu. To był ciepły wrześniowy, dżdżysty, ale nie melancholijny wieczór! Każdy uczestnik otrzymał śpiewnik, więc każdy mógł śpiewać, a niektórzy występowali na scenie. Jeden z kolegów profesorów odśpiewał nawet przez siebie ułożony "hymn urologów". Było piwo, muzyka, śpiew, była kiełbasa i byliśmy blisko siebie, była cudowna atmosfera.

Fotografia 2
Jedna z debat, podczas 26. Kongresu Naukowego PTU w Poznaniu.

Czy w tym roku przygotowywane są jakieś nowości lub niespodzianki?

Zawsze musi być trochę niespodzianek. Człowiek jest tak skonstruowany, że lubi być zaskakiwany, ale w znanej mu konwencji. Czuje się wtedy bezpiecznie. Stabilność łączy się jakoś z pojęciem tradycji. Ja jestem tradycyjny, pochodzę z wielopokoleniowej rodziny, z miasta o wielkich tradycjach. Poznań, w odróżnieniu od wielu innych miast, zamieszkują od pokoleń te same rodziny, nie jest więc ludnościowym tyglem. Mieszczanom łatwiej przechowywać tradycję, która pozwala zachować dumę i ma ogromne znaczenie w życiu narodu i każdego człowieka. Sądzę, że tę poznańskość będzie można zobaczyć podczas kongresu, a my ułatwimy Gościom jej rozpoznanie. Oczywiście o planowanych niespodziankach w tej chwili nie mogę powiedzieć. Wspomnę natomiast o stałych punktach. Otwarcie kongresu odbędzie się w auli uniwersyteckiej, którą - dzięki życzliwości JM Rektora - zarezerwowaliśmy przed dwoma laty. Nie było to łatwe, ponieważ w Poznaniu odbywa się wiele międzynarodowych imprez kulturalnych o wysokiej randze. W tym roku organizowany jest konkurs skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego, obchody pięćdziesiątej rocznicy wypadków poznańskich "Czerwiec 1956", odbędzie się konferencja biskupów polskich, tydzień teatralny "Malta 2006", prapremiera światowa plenerowego megaspektaklu "Ca Ira" z Rogerem Watersem w roli głównej.

A nas czekają trzy dni intensywnego życia naukowego i towarzyskiego. Przypomnę krótko: we czwartek - uroczyste otwarcie, wieczorem spotkanie urologów z firmami w ciekawych rejonach miasta. W piątek - gala PTU na dużym, właśnie wyremontowanym dziedzińcu zamkowym. Mogę zdradzić, że pani Iwona Sribrniak przygotowała wielką niespodziankę muzyczną. I, przede wszystkim, obrady naukowe - od czwartku do soboty. Ale będzie to także czas podejmowania ważnych, historycznych decyzji. Oba poznańskie kongresy łączy bowiem okoliczność wyboru prezesa i Zarządu PTU. W 1996 roku prezesem został prof. Andrzej Borkowski na dalszą czteroletnią kadencję. Obecnie wybory odbywają się w innej konwencji: wtedy zarząd wybierano bezpośrednio i nowy prezes z nowym zarządem zaczynał działać od razu, od dnia wyboru. Teraz prezes elekt dopiero za dwa lata obejmie władzę w PTU.

Czym, zdaniem Pana Profesora, jest tradycja w Polskim Towarzystwie Urologicznym?

Tradycję tworzą ludzie. PTU w swojej krótkiej historii ma niezwykłe szczęście do wielkich postaci. Po wojnie, w ponurych czasach stalinizmu, motorem powstania PTU, a następnie jego rozwoju, było wielu wielkich polskich urologów, z których wymienię profesorów Stefana Wesołowskiego, Emila Michałowskiego, Ludwika J. Mazurka, Jerzego Zielińskiego, Jana Leńko, Wojciecha Modelskiego, Tadeusza Krzeskiego. Byli to uczeni o europejskim formacie, zwłaszcza prof. Wesołowski i prof. Michałowski, którzy zaczynali wprowadzać polską urologię na forum europejskie.

Jednak dopiero od lat osiemdziesiątych XX wieku nastał czas dwóch gigantów, którzy nadali kształt i rangę Polskiemu Towarzystwu Urologicznemu. Mam pełną świadomość, że parę pokoleń urologów brało udział w tworzeniu wielkości Towarzystwa, ale dopiero prof. Andrzej Borkowski i prof. Andrzej Borówka nadali ostateczną formę Towarzystwu. Stało się to dzięki gigantycznej pracy, popartej ich autorytetem naukowym na skalę międzynarodową. Oni sprawili, że nastąpił przełom i również Zachód otworzył się na polskich urologów! Pierwszym milowym krokiem było zorganizowanie europejskiego egzaminu specjalizacyjnego. Do dziś nie udało się to żadnym innym specjalistom w Polsce. Bierzemy udział w międzynarodowych badaniach, koledzy zasiadają we władzach europejskich gremiów urologicznych, bierzemy liczny, aktywny udział w światowych kongresach. Warto sobie niekiedy to uświadomić. W Poznaniu określamy takich ludzi, nie tylko tytanami pracy, ale liderami pracy organicznej, pracy u podstaw, pojęcia stworzonego podczas zaborów, między innymi przez wielkiego lekarza poznańskiego, dr. Karola Marcinkowskiego. Profesor Andrzej Borówka i profesor Andrzej Borkowski są postaciami historycznymi, działającymi razem z nami i wśród nas. Myślę, że jesteśmy zbyt blisko nich, aby w pełni to sobie uświadomić. Mam odwagę to powiedzieć, ponieważ od wielu lat przyglądam się ich działalności.

Fotografia 3
Znakomici goście na 26. Kongresie Naukowym PTU w Poznaniu: prof Stefan Wesołowski i prof. Ludwik Mazurek

Jak Pan Profesor widzi w perspektywie nadchodzących zmian przyszłość Polskiego Towarzystwa Urologicznego?

Przyszłość jest nakreślona. Zbudowano tory, po których Towarzystwo będzie się toczyło. Należy dbać, aby te tory nie uległy wykrzywieniu; niektóre elementy warto wymieniać, żeby pociąg polskiej urologii podążał bardziej cicho, bezkonfliktowo. Miejsce polskiej urologii w Europie i świecie jest ugruntowane. Sądzę, że zadaniem przyszłego prezesa będzie nawiązanie jeszcze ściślejszych kontaktów międzynarodowych, szczególnie w prowadzeniu wspólnych przedsięwzięć naukowych oraz organizacji może europejskich kongresów? Dziś jeszcze nie można przygotować międzynarodowego kongresu w Polsce z prostej przyczyny: nie ma takiego miejsca, jak na przykład w Paryżu, gdzie w kwietniu zebrało się jedenaście tysięcy urologów. Mam nadzieję, że wkrótce powstanie kilka centrów kongresowych z prawdziwego zdarzenia. I tylko trochę żal, że nie będzie już tak romantycznych spotkań urologów, jak kiedyś w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu czy w Mikołajkach, Cieszynie albo Augustowie.

Fotografia 4
W Auli Uniwersytetu prof. Zbigniew Kwias podczas inauguracji Kongresu

A jakie zadania czekają wielkopolską urologię w najbliższych latach?

Rozwój urologii w Wielkopolsce pośrednio zależy od uwarunkowań społeczno-politycznych, od sytuacji gospodarczej kraju i regionu, bezpośrednio - od edukacji. Obecnie system edukacji stoi na bardzo wysokim poziomie. Jednak już uzyskiwanie akredytacji przez oddziały urologiczne przysparza wielu kłopotów, a oddział, który nie uzyskuje akredytacji, nie ma możliwości kształcenia nowych kadr. Koledzy starzeją się, odchodzą na emeryturę lub wyjeżdżają. Spada liczba zabiegów, co uniemożliwia ubieganie się o akredytację, a więc nie można wyszkolić adeptów, którzy uzupełniliby kadrę w tych ośrodkach. Przyszłość urologii w Wielkopolsce zależy zatem od tego, czy powstaną akredytowane ośrodki urologiczne w dużych miastach. One pobudzałyby rozwój urologii w całym regionie. Kalisz, najstarsze polskie miasto, Piła, Konin, Leszno są byłymi miastami wojewódzkimi, które po kolejnej reorganizacji straciły na znaczeniu, powoli zamieniając się w prowincjonalne miasteczka. Pewnie byłoby lepiej dla Polski, gdyby, tworząc regiony, pozostawiono je jako miasta wojewódzkie. Głównym więc celem jest uzyskanie akredytacji przez wszystkie ośrodki, które mają oddziały urologiczne. Znakomicie wykształciliśmy około 250 urologów FEBU, ale niektórzy wyjechali za granicę, inni zaś taki wyjazd planują. Istnieje obawa, że pozostanie w kraju niewystarczająca liczba specjalistów.

Słabym ogniwem jest otwarte lecznictwo urologiczne, jego poziom oraz współpraca na linii urolog - lekarz podstawowej opieki zdrowotnej - oddział urologiczny. Potrzebny jest sprawny system: lekarz pierwszego kontaktu - urolog specjalista - ośrodek, który zajmie się leczeniem. Ideałem byłoby stworzenie takiego modelu: oddział, np. w Lesznie, sprawuje fachowy nadzór urologiczny nad swoim regionem, odpowiada za lecznictwo specjalistyczne ambulatoryjne, a także szkoli adeptów urologii i bierze aktywny udział w szkoleniu lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, zapewniając prawidłowe relacje między lekarzem rodzinnym a specjalistą.

Polskie Towarzystwo Urologiczne w Wielkopolsce ma bogate tradycje, działa dobrze, ale nigdy nie jest tak, że czegoś nie można poprawić. Jeżeli powstaną akredytowane oddziały, wówczas Towarzystwo będzie promieniowało swoją wiedzą, aktywnością i doświadczeniem, podnosząc poziom naukowy i praktyczny, a także moralny kolegów urologów. Największe zaś korzyści odniosą nasi pacjenci.

Fotografia 5
26. Kongres Naukowy PTU w Poznaniu to już historia, ale też tradycja

Wracając do spraw kongresowych: który zjazd, poza własnym, najbardziej Pan Profesor zapamiętał?

Szczególnie obserwowałem ten, który poprzedzał mój poznański, czyli zjazd gdański w 1995 roku, znakomicie zorganizowany przez prof. Kazimierza Krajkę. Jednak chciałbym podkreślić, że każdy z kongresów, przygotowanych przez kolegów z innych ośrodków był świetnie zorganizowany, każdy miał swoją specyfikę i swój urok, przez co każdy był trochę inny. Zawsze było widać ogromny wysiłek kolegów z danego terenu, szczególnie widoczny dla kogoś, kto tych trudów doświadczył. Naturalnie, jedne kongresy będą bardziej pamiętane, inne mniej. Wydaje się, że wypracowany układ Biuro Kongresowe - gospodarz kongresu zapewnia sukces naukowy, organizacyjny i powodzenie finansowe, co dla rozwoju naszego Towarzystwa ma kapitalne znaczenie. Życzę sobie i uczestnikom 36. Kongresu w Poznaniu, aby to święto polskich urologów pozostało na długo w dobrej pamięci i przez wiele lat było wspominane z sympatią, tak jak poprzedni, 26. Kongres w 1996 roku. Do zobaczenia w Poznaniu.